DanakilBike 2015

W cieniu potężnych gór Simien

DCIM100GOPROGOPR1109.

Obudziło nas beczenie kóz, które okazały się siedzieć kilka metrów od naszego pokoju. Jedyną pozycją w pobliskiej restauracyjce była injera shiro, czyli z sosem fasolowym. Zjedliśmy ile mogliśmy, lecz injera ma tę własciwość, ze gdy tylko zaspokoisz pierwszy glod zaczyna dominowac nieznośny kwaśny smak sfermentowanej mąki, z ktorej jest zrobiona. Dopchalismy sie pączkami, ktore sa tu tak twarde i zbite jakby ciasto drozdzowe nie zdazylo wyrosnac, gdy wrzucano je na rozgrzany tluszcz i smazono o wiele za dlugo.

Dosiadl sie dziesiecioletni chlopiec, ktory patrzac na nasze niedokonczone sniadanie wydukal „Give me! Food. Give! I’m hungry” i po chwili bardzo zadowolony zajadal to co zostalo z naszej injery wesolo pozdrawiajac przy tym kazdego znajomego na ulicy.

Droga prowadzila czasem w gore, czasem w dol. Przemierzajac tereny powyzej dwoch tysiecy metrow n.p.m., ba, nawet te na wysokosci blisko trzech tysiecy metrow temperatura regularnie osiaga 33 st. C, a upal meczy przez wieksza czesc dnia. Okolo 16 dotarlismy do Debarku. To baza wypadowa do Parku Narodowego Gór Simien, ktore zostaly wpisane na liste swiatowego dziedzictwa UNESCO. Wyraznie górujace nad okolica pasmo – najwyzszy szczyt Ras Dejen ma wysokosc 4662 m n.p.m. – tętni życiem, przy czym wiele gatunkow zwierzat jest endemiczna. Wystepuje tu miedzy innymi dżelada brunatna (rodzaj pawiana), koziorozec abisynski czy orłosęp brodaty. Tak jak w Polsce wieczorem slychac czasem pohukiwanie sowy tak tu  w gorach Simien zasypiajac slychac przez okno odglosy malp. Czasem tez biegaja sobie po drodze.

Dżelada

Spodziewalismy sie, ze nazajutrz czeka nas ciezki dzien, bo za Debarkiem konczy sie asfalt na rzecz ciezko przejezdnego, mocno kamienistego szutru. Wieczorem ugotowalismy sobie gar czerwonej soczewicy z cebulka i kapusta na jutrzejszy obiad. By wyruszyc wczesnie kupilismy na sniadanie jajka, ktore usmazylismy z cebulka i pomidorami.

Droga z Debarku to jedna z najpiekniejszych tras w calej Etiopii. Z pewnoscia bysmy zalowali, gdybysmy, idac za rada spotkanego kilka dni wczesniej niemieckiego sakwiarza, przejechali ja autobusem (ze wzgledu na ponoc niemal nieprzejezdna nawierzchnie). Szuter jest rzeczywiscie ciezki, ale jest tak tragicznie. Poza tym jest to cale czterdziesci kilometrow nieprzerwanego zjazdu z widokiem na zapierajace dech w piersiach pasmo gór i doliny! Po kilku pierwszych kilometrach zjazdu zatrzymalismy sie by zrobic kilka zdjec. Nagle pojawila sie mala dziewczynka i zaczela pokazywac cos na wzniesieniu i wolac „chimpa! chimpa!”. Poszlismy za nia, niedaleko nas skakalo stado malp!

DCIM100GOPROG0060979.

Pedzac w dol po ostrych kamieniach sprzet dostal mocno w kosc. Pierwsza gume przebila Madzia. Chwile potem Marcin zlapal snake’a. Łatamy. Niedlugo potem Marcinowi lancuch zaczyna przeskakiwac na najmniejszym biegu. Ogledziny wykazuja brak jednej ze srub w korbie oraz blokowanie przez nakretko-tulejke z drugiej strony, ktora wypadla do polowy. Z calego narecza rozmaitych srubek akurat nie mielismy zadnej o tak duzej srednicy. Co robic…? Jechac dalej sie nie dalo. Jednak Marcin-Madra-Glowa i na to znalazl sposob. Odcial kawalek sznurka i wraz z przymalawa sruba wsadzil do otworu, aby gwint mial sie jak zaklinowac. Pozniej sie okazalo, ze zgubil tez jedna ze srub mocujacych przedni bagaznik, a kolo Madzi stalo sie troche jajowate, co daje efekt jazdy „na koniu”.

Zjechalismy az do 1300 m n.p.m. do rzeki, ktora mielismy nazajutrz przekroczyc.

W niewielkim miasteczku Zerima znalezlismy bardzo przytulny hotelik. Choc nie bylo lazienki, a sciany lepianki czesciowo pekaly to rozlozyste drzewa rosnace na dziedzincu dawaly przyjemny cien i tworzyly niepowtarzalny klimat.

5 odpowiedzi do artykułu “W cieniu potężnych gór Simien

    1. Madzia Autor

      Monika, na poczatku nie byla zla. Ale jedzenie jej na sniadanie, obiad i kolacje dzien w dzien, jak to robia Etiopczycy, to spora przesada 😉 my sie szybko „zakwasilismy” 😉 ale nawet na wioskach jak sie przycisnie „kucharza” to czesto odgrzebuje gdzies jakas zakurzona paczke makaronu 😀 Pozdrawiamy!

    2. Marcin

      Hmmm…..
      co ciekawe: ja sam (Marcin) lubie kwasne potrawy. A nalesniki wrecz uwielbiam. Ale jakos to polaczenie do mnie nie przemawia. To raz. A po drugie – chocby nawet niewiadomo jak najlepsza byla potrwa, jesli wcina sie ja na sniadanie, na obiad i na kolacje to przestanie smakowac….

      Generalnie: Etiopia ma uboga bardzo kuchnie….

      1. Monika

        Ja byłam w Etiopii miesiąc i nie miałam dosyć, ale faktycznie, częściej niż raz dziennie nie jadłam 🙂
        Dla mnie injera jest jednym z największych kulinarnych odkryć moich różnych podróży, ale właśnie już dawno zauważyłam, że jestem w miejszości.

        A w ogóle ciekawie się czyta waszą relację z perspektywy roweru, kiedy porównuję do tego co ja widziałam 😉

Skomentuj Monika Anuluj pisanie odpowiedzi

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *