Manfrotto BeFree One – lekki, mały statyw na wyprawę
Zawsze przed każdą wyprawą długo się zastanawiałem nad zabraniem pełnowymiarowego statywu. „Pełnowymiarowy statyw” oznacza taki, który pozwala na zrobienie zdjęcia z pozycji patrzenia człowieka. A nie z pozycji żaby, jak to zazwyczaj bywa w przypadku ministatywów, które stawiamy na ziemi. Niezmiennie od lat taki statyw zawsze zostawał w domu. Nie byłem w stanie się przemóc, aby zabrać takiego dużego „klamota” ze sobą.
Sytuacja się zmieniła, kiedy pojechałem pierwszy raz sam na wyprawę rowerową. Wcześniej zawsze korzystałem ze statywu w postaci… człowieka (partnera wyprawowego). Podczas wyprawy Polska Prosto Rowerem 2016 musiałem sobie robić zdjęcie samemu sobie. To było nowe doświadczenie, bo do tej pory zawsze raczej byłem za wizjerem, niż za obiektywem. Wtedy zabrałem ze sobą statyw Gorillapad, który sprawdził się doskonale. Dzięki swojej przegubowej budowie mogłem go przymocować do drzewa, słupa albo do barierki. Bez problemu dźwigał lustrzankę z jasnym obiektywem.
Teraz jednak sytuacja się skomplikowała. Jadę sam rowerem na pustynię. A to oznacza brak drzew, słupów i barierek. Czegokolwiek, co mi pozwoli podnieść aparat minimum na 1 metr ponad ziemię. Dlatego podjąłem decyzję o zabraniu pełnowymiarowego statywu.
Po długich poszukiwaniach wybór padł na kultową wręcz markę Manfrotto i model BeFree One.
Dlaczego akurat ten statyw? Bo:
- składa się do rozmiarów 32 cm, co pozwala włożyć go do sakwy
- jest w miarę lekki (1,35 kg)
- unosi aparat na wysokość 130 cm
- jest solidnie wykonany (metalowe klamry)
Zastanawiałem się też nad wersją z włókna węglowego, ale zrezygnowałem bo po pierwsze jest dwukrotnie droższy od BeFree One, po drugie składa się do rozmiaru 40 cm, a po trzecie zysk na wadze nie jest aż tak duży – 250 gramów.
Statyw Manfrotto BeFree One posiadam dzięki polskiemu dystrybutorowi marki – firmie Foto 7.